Miejski klimat z wyprzedaży

Zakup ten miał miejsce już jakiś czas temu, jednak dopiero teraz zebrałem się, aby skreślić parę słów. Grzegorz szukał motocykla do poruszania się po mieście, codziennych dojazdów do 'fabryki’ oraz okazjonalnych wypadów za miasto. Miał już doświadczenie w lataniu motocyklem, a jego oczekiwania były dość konkretne – miało być stosunkowo tanio, ale na pewno nie nudno. Taki złoty środek między ekonomią, dobrym stanem technicznym i przyzwoitymi osiągami. Od początku podejrzewałem, że może nie być łatwo, jednak skoro Pudzian był w stanie nauczyć się tańczyć w pewnym rozrywkowym programie, to i nam na pewno uda się wyszukać jakieś rozsądne moto.

Do tablicy na początek, wywołana zostaje Suzuki SV 650 S – to już kolejny raz, kiedy zaczynamy właśnie od tego modelu. Pierwsze wizja lokalna nie zachęca niestety specjalnie do zakupu. Jak to zwykle bywa, ideał na zdjęciach, na żywo nie prezentował się już tak dobrze 🙂 Widać, że motocykl sporo w swoim życiu już przeszedł, wiele elementów było demontowanych lub dość nieudolnie naprawianych. Jest wiele znaków zapytania, jak chociażby nierównomiernie zużyte przednie tarcze hamulcowe, czy chłodnica, która na pewno nie wyjechała razem z tym motocyklem z fabryki 🙂 Odpowiedź nasuwa się sama….to nie to czego szukamy. Kolejne oględziny to totalna katastrofa i jedno wielkie nieporozumienie. Mowa o spotkaniu z Hondą CB 600 Hornet. W ogłoszeniu wielkimi literami 'namaszczona’ przez sprzedającego jako bezwypadkowa, na miejscu okazuje się być idealnym przykładem motocykla po grubym strzale. Fantastyczny egzemplarz dla samobójcy. Gołym okiem widać, że gdzieś w szopie, za jakąś stodołą, rama była prostowana i spawana 🙂 Sprzedający – handlarz, którego bez wątpienia grzeje własny, nieustanny blask zajebistości, za cholerę nie przyjmuje naszych argumentów. Jedyny komentarz na jaki jest w stanie się wysilić to sugestia, abyśmy udali się do salonu po nowy, skoro jego motocykl się nam tak bardzo nie podoba. Strach pomyśleć ile podobnych maszyn sprzedał już na naszym rynku!

No dobra, nikt nie mówił, że będzie lekko, głowa do góry, szukamy innego Horneta. Kolejne podejście i kolejne problemy. Znowu malowana rama, krzywa chłodnica, plus uszkodzone mocowanie silnika. A jakby tego było mało, na dokładkę totalnie 'wylane’ przednie lagi – do tego stopnia, że olej kompletnie pokrył zaciski i tarcze hamulcowe. Jak ktoś tym w ogóle jeździł…nie mam zielonego pojęcia. Prosty test na parkingu dowodzi, że motocykl zupełnie nie hamuje. Szkoda, że sprzedający nie wspomniał o tym wszystkim ani słowem podczas wywiadu telefonicznego – delikatny wkurw to mało powiedziane. Nie pozostaje nam nic innego jak pogratulować odwagi właścicielowi i grzecznie się pożegnać 🙂 Trochę to niepokojące, bo to już 3 motocykl jaki oglądamy i żaden z nich do tej pory, nie nadawał się nawet do jazdy testowej, a co dopiero do zakupu. Następny punkt na naszej krótkiej liście to CBF 600, może tutaj uśmiechnie się do nas los. No i w sumie poszło trochę lepiej, bo motocykl przynajmniej nadawał się do krótkiej rundy po okolicy 🙂  Do ideału jednak, to mu sporo brakowało. Przebieg był przynajmniej dwu albo może nawet trzykrotnie wyższy niż wskazanie licznika, a zbiornik paliwa miał kolor 'majtkowego różu’ 🙂 Chyba nie jest z nami najlepiej, bo nawet ten kolor nie zniechęca nas do zakupu 🙂 Gwoździem do trumny, w tym przypadku, okazuje się pęknięcie w bloku silnika – chyba efekt przygód z przeszłości, z którego niby nie sączy się olej, jednak pęknięcie ma dobry centymetr i nikt nie jest w stanie stwierdzić jak długo to jeszcze będzie szczelne.

Wstępnie nie planowaliśmy wypadów poza granice stolicy, jednak jeden Hornet tak nam się spodobał, że stwierdziliśmy, że może warto ruszyć cztery litery i wybrać się na małą wycieczkę za miasto. Na miejscu na pierwszy rzut oka, wszystko wygląda bardzo spoko. Wszystko prawie oryginalne, fajny wydech, a co najważniejsze motocykl w całkiem przyzwoitym stanie technicznym. Wiadomo, pewne objawy bliższego spotkania z matką ziemią i małych napraw są zauważalne, jednak nie wydaje się, żeby ktoś w przeszłości zrobił mu jakieś większe 'kuku’ 🙂 Po oględzinach humor nam dopisuje, wydaje się, że motocykl jest wart uwagi i pozostaje jedynie kwestia ustalenia ceny. Niestety jazda próbna wszystko zmienia. Motocykl za nic na świecie nie chce jechać prosto. Aby utrzymać kierunek jazdy, trzeba cały czas trzymać kierownicę delikatnie skręconą w prawo. Co więcej, przy prędkości ok 80 km/h przód łapie konkretne 'shimmy’. W prawo skręca bardzo ładnie, ale żeby 'bujnąć’ go w lewą stronę trzeba z motocyklem stoczyć swego rodzaju walkę. Wniosek jest oczywisty…kolejna 'kupa’ zapakowana w nieźle wyglądające sreberko.

W nie najlepszych humorach mieliśmy wracać już do domu, ale skoro jesteśmy w 'plenerze’ może warto zobaczyć jakie inne motocykle może nam zaproponować najbliższa okolica. Niby nic ciekawego nie ma, jednak naszą uwagę przykuwa Kawasaki ER6. Tego modelu w tej historii jeszcze nie przerabialiśmy, ale w sumie czemu nie, tym bardziej, że cena wywoławcza jest całkiem przyzwoita. Martwi trochę pochodzenie motocykla, gdyż został sprowadzony z Francji, ale może nie będzie dramatu. Na miejscu okazuje się, że właścicielem jest bardzo sympatyczna dziewczyna, a powód sprzedaży to powiększająca się rodzina. O dziwo motocykl prezentuje się całkiem fajnie. Nie da się ukryć, że miał w przeszłości ślizg albo dwa, ale generalnie wszystko jest proste, druty nie wystają, kleju nie widać, olej nie cieknie i nawet lakier jest chyba oryginalny…super. Można się jedynie przyczepić do zużytych już trochę tarcz hamulcowych czy łysej przedniej opony, ale poza tym….mhhh….nie jest głupi 🙂 Wrażenia z jazdy są równie dobre, wszystko działa prawidłowo, a motocykl prowadzi się bardzo przyjemnie. Twarde negocjacje z właścicielką i pomarańczowa propozycja staje się coraz ciekawsza….tylko co na to Grześ? Tutaj konieczna okazała się głębsza analiza tematu, jednak już po 24 godzinach, Grzegorz jednoznacznie wypowiedział może nie sakramentalne, ale jednak mimo wszystko 'TAK’ 🙂

Lekko nie było, ale chyba się udało, a pomarańczowy 'złoty środek’ Grzegorza wygląda mniej więcej tak 🙂

 

1 thought on “Miejski klimat z wyprzedaży”

  1. Zacznijmy od początku. Macieja odszukałem na necie, z uwagi na to że nie jestem starym wyjadaczem, nie zjadłem zębów na mechanice i raczej niewiele wiem o motocyklach, a na pewno nie tyle aby podjąć samodzielną decyzję o zakupie maszyny. Poprzedni samodzielny zakup okazał się fiaskiem, więc postanowiłem poprosić o pomoc bardziej doswiadzona osobę. Tutaj pojawił się Maciej. Człowiek który każdy z motocykli proponowanych przeze mnie lub taki który jemu udało się wyszukać dla mnie oglądał zawsze tak długo, że często zaczynało mnie już to nudzić. Części eksploatacyjne, każda śruba, element który mógł zostać uszkodzony w przeszłości. Fakt jest jednak taki: Maciej jest rzetelnym czlowiekiem, często podczas oględzin to on uświadamiać właścicieli co działo się z ich maszynami w przeszłości, uchronił mnie przed kupnem kilku szrotów. Jeżdżę motocyklem 3 miesiac, bez żadnych niespodzianek. Oczywiście po zakupie od razu udałem się do serwisu celem wykonania podstawowych czynności. Wszystko w jak najlepszym porządku. Reasumując drogi czytający: jeżeli zastanawiasz się czy warto skorzystać z usług Maćka, odpowiedz brzmi TAK. Polecam w 100 %. Tobie Macieju dziękuję, kawa nadal przynosi sporo frajdy z jazdy, kursy po kilkaset kilometrów były robione jak i codzienne dojazdy do pracy. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *