Dylematy w klasie średniej

Bohaterem tego odcinka jest Kamil, który po kilku sezonach spędzonych na CBR 250 zapragnął przesiąść się na 'coś’ większego. Ale żeby nie wpakować się na minę i nie osiwieć przeglądając setki ogłoszeń w necie, postanowił poszukać wsparcia w mojej skromnej osobie. Po krótkiej rozmowie telefonicznej, plan wydawał się stosunkowo prosty, szukamy ładnej szcześćsetki w budżecie ok. 10-12 tyś. pln, głównie do latania po mieście, dojazdów na uczelnie oraz okazjonalnych wypadów za miasto. Liderem rankingu Kamila okazało się Suzuki SV 650. Swoją drogą to już kolejny przypadek, kiedy to właśnie ten model stawiany jest w roli faworyta waszych wyborów. I chyba trudno się temu dziwić, SV to udana konstrukcja, motocykl niezawodny i przyjazny nawet początkującym fanom dwóch kółek. Jednym słowem 'good value for the money’.

Choć wybór wśród SV 650 na rynku wtórnym jest stosunkowo niewielki, Kamil dokonuje pierwszej selekcji wybierając najciekawszy egzemplarz. Korzystając z własnych i tylko sobie znanych 'kanałów szpiegowskich’, ustala, że ten konkretny egzemplarz miał jednak mało ciekawą przeszłość. Zarówno liczba poprzednich właścicieli, jak i deklarowany przebieg zupełnie się nie zgadzają. Historia ubezpieczycieli jednoznacznie sugeruje powypadkową przeszłość pojazdu: ” Vehicle accident history – damage crash, high cost of repair”. To utwierdza nas w przekonaniu, że w tym przypadku trzeba odpuścić i nawet nie ma sensu oglądać moto na żywo. No nic tak bywa…pierwsze śliwki robaczywki…szukamy dalej 🙂

Mała ilość ciekawych SV’ek na rynku sprawiła, iż najlepszą opcją było poszerzenie horyzontu poszukiwań. Jednak tutaj pojawił się jeden niezwykle istotny aspekt czyli rodzice :).  No bo jak przekonać 'starszych’, że motocykl, który ma blisko 100 KM, będzie mimo wszystko bezpieczny dla młodego człowieka jakim jest Kamil. Z autopsji doskonale znam te gorące dyskusje, gdyż sam przez wiele lat, musiałem udowadniać swoim rodzicom, iż motocykl wcale nie jest szatańskim wynalazkiem, którego głównym zadaniem jest wysłanie nas w zaświaty 🙂 I pomimo wielu lat spędzonych w siodle i setek odbytych tego typu rozmów, myślę, że wciąż nie udało mi się ich w 100% przekonać 🙂 Ale tak już chyba musi być i nie ma się co dziwić, że zwyczajnie się o nas martwią i chcą dla nas jak najlepiej. Tata Kamila okazał się jednak niezwykle rozsądnym facetem, dość szybko zrozumiał i zaakceptował fakt, że lepiej jeździć motocyklem trochę mocniejszym, ale bezwypadkowym i że nie ma sensu szukać SV na siłę, tylko dlatego, że ma 20 KM mniej niż inne sześćsetki. Wszystko przecież zależy od tego jak człowiek ma poukładane pod kopułą, a nie ile kucy może zmieścić między nogami. A skoro udało nam się chociaż trochę oddalić wizję przedwczesnego spotkania ze św. Piotrem, przyszedł czas na dalsze wertowanie ogłoszeń.

Kolejna selekcja i na tapecie ląduje ładny GSR 600. Na zdjęciach wyglądał super i byliśmy przekonani, że chyba 'mamy to’. Niestety tylko do momentu kiedy zobaczyliśmy motocykl w realu. Pozornie bezwypadkowy, z każdą kolejną minutą oględzin, odkrywał przed nami swoją mroczną historię. Wspomnę tylko o kilku elementach, bo aż żal wymieniać wszystkie objawy tego jakże zacnego dzwona 🙂 Przednie tarcze hamulcowe w różnym stanie zużycia – jakby z dwóch różnych motocykli, sztukowane wiązki elektryczne, różne śruby mocujące, prawdopodobny wyciek z silnika itd. Jednym słowem 'druciarstwo’ w pełnym wydaniu. Niewzruszony sprzedający, naszą wizytę podsumował jakże dobrze znaną mi frazą „Panie ja się nie znam, takiego kupiłem” 🙂

W międzyczasie na krótką listę motocykli wartych obejrzenia trafia jeszcze Hornet 600 – motocykl ze znanego mi źródła, świeżo sprowadzony do PL i jeszcze nie wystawiony do sprzedaży. Znajome źródło – wiadomo – dobra rzecz, jednak nie zmienia to faktu, że motocykl trzeba dokładnie zbadać, oględziny więc planujemy na kolejny dzień. Rano niespodziewanie dzwoni Kamil, a poziom ekscytacji w jego głosie  można porównać chyba tylko do wizyty młodych kleryków w klubie 'go-go’ 🙂 W słuchawce słyszę: „Stary, chyba mam to – byłem bladym świtem, widziałem,  wygląda super, ale potrzebuję twojej opinii zanim wyłożę kasę na stół”. A więc zmiana planów, jedziemy oglądać FZ6. Na miejscu okazuje się, że faktycznie motocykl wygląda bardzo ładnie. To model już po lifcie czyli S2, sprowadzony z Włoch, pierwszy właściciel w PL. Wprawdzie ma kilka drobnych mankamentów jak zużyta przednia opona czy drobne odpryski lakieru na zbiorniku, jednak nic nie wskazuje na poważne uszkodzenia w przeszłości. Przebieg wydaje się być też oryginalny. Cenowo trochę przekracza założony budżet, jednak to najmłodszy z oglądanych dotychczas motocykli i zdecydowanie w najlepszym stanie technicznym. Trochę irytuje sam sprzedający, który nie odstępuje nas nawet na krok i co chwila rzuca dziwne komentarze, ale przecież to nie on jest obiektem naszego zainteresowania, więc zwyczajnie nie zwracamy na niego uwagi 🙂 Jazda próbna wydaje się potwierdzać dobry stan motocykla, wszystko działa jak należy, silnik, biegi, hamulce, prowadzenie. Zanim jednak zapadnie ostateczna decyzja postanawiamy dla spokoju sumienia sprawdzić jeszcze wspomnianego wcześniej Horneta. Ten jednak przy bliższych oględzinach, w bezpośredniej konfrontacji z FZ6, wydaje się być na przegranej pozycji. Decyzja wydaje się więc być oczywista….wracamy po Yamahe 🙂

Gratulacje dla Kamila, który w całym procesie zakupu odwalił kawał dobrej roboty, udowadniając tym samym, że pomimo młodego wieku dysponuje dużą wiedzę w temacie motocykli.

Całą historia kończy się 'happy endem’, a  'fazerek’ prezentuje się jak na załączonym poniżej obrazku 🙂

 

1 thought on “Dylematy w klasie średniej”

  1. Po poszukiwaniach i udanym zakupie Yamahy nie pozostaje mi nic innego jak podziękować Maćkowi i polecić jego usługi!

    Jestem po ogromnym podziwem zaangażowania, które Maciek wkłada w to co robi. Od momentu naszego pierwszego kontaktu nie zostałem w żadnej chwili bez Jego pomocy. Nie ograniczała się ona wyłącznie do oględzin motocykla na miejscu lecz trwała także przez czas samych poszukiwań egzemplarza, który może okazać się warty obejrzenia.

    Na miejscu oględzin Maćkowi w oczach włącza się tryb sapera – każdy przewód i jego stan, stan śrub, rysy, otarcia, wszystkie podzespoły zostaną przez Niego gruntownie prześwietlone. Jego doświadczenie mówi samo za siebie w chwili wymiany jego uwag o danym motocyklu. Jest w stanie zauważyć wielokrotnie więcej śladów świadczących o historii danego egzemplarza od właściciela danej „sztuki” jak było to w przypadku GSRa. Warto zaznaczyć, że właściciel motocykl pod okiem miał około roku, a z Maćkiem byliśmy tam około godziny.

    Poza samym zakupem Maciek jest niesamowicie sympatycznym i strasznie rozmownym facetem. Po rozczarowaniu związanym z kolejnym ulepem potrafi podtrzymać w głowie kupującego podgląd, że nie ma sensu iść na łatwiznę, kupić składanego szrota, który nie wiadomo kiedy się rozkręci lub zepsuje. Własne bezpieczeństwo i spokój ducha o stan techniczny jest ważniejsze niż okazje z allegro, które były rozkręcane w niewiadomym celu do gołej ramy.

    Pod poleceniem usług Maćka podpisuję się obiema rękoma, a Fazer dwoma kołami. 🙂
    Zycie jest zbyt krótkie, żeby jeździć ulepami.

    Pozdrawiam,
    Kamil

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *