Od kliku dni zbieram się żeby napisać jak to się stało, że Tomek stał się jednak finalnie właścicielem FZ8, niestety przez ilość bieżących projektów wciąż brakuje czasu na pisanie. Właśnie dochodzi północ, a ja uparłem się, że to właśnie dzisiaj powstanie kolejny odcinek naszej historii. Bo jeśli nie dzisiaj, to kiedy 🙂
Pewnie już znacie pierwszy epizod naszej przygody czyli wjazd do Wielkopolski. Po nieudanej próbie zakupu moto, pijąc kawę na stacji benzynowej gdzieś pod Poznaniem, odpalamy wszystkie możliwe nośniki aktualnych ogłoszeń i szukamy kolejnego ciekawego materiału do wnikliwej oceny. I co…okazuje się że jest! Co lepsze, praktycznie pod domem bo w granicach jeszcze nieposzerzonej stolicy 🙂 Szybki telefon, ogłoszenie aktualnie, a 'zeznania’ sprzedającego wydaja się nawet trzymać kupy niczym na przesłuchaniu w komisji sejmowej 🙂 Prawie przepisowy powrót do Warszawy i po dwóch godzinach meldujemy się gdzieś na granicy Woli i Ochoty.
Pierwszy rzut oka i widać, że motocykl długo stoi, ilość kurzu jakim jest pokryty, jest mniej więcej porównywalny z widokiem mojego salonu w środku sezonu motocyklowego…ale przecież nie o moim zamiłowaniu do domowych porządków miało być 🙂 Na pytanie o co 'common’, sprzedający wskazuje stojące tuż za rogiem BMW….nowa zabawka wyjaśnia przyczynę dlaczego Yamaha przybrała rolę właśnie tej 'brzydszej siostry’. Garaż podziemny, wiec widoczność mocno ograniczona. Duża whisky temu, kto wpadł na pomył, że latarka w smartphonie może być jednak przydatna. Pierwsze oględziny i okazuje się, że generalnie nie bardzo jest się do czego przyczepić. Wszystko wygląda spoko, dużo dodatków Barracudy i wydech Akrapa jakby nie patrzeć, podnoszą wartość motocykla. Jest tylko jeden problem….puste aku, a w związku z tym, moto nie bardzo ma ochotę z nami współpracować. Staje się jasne, że dzisiaj na jazdę testową nie ma co liczyć. Ten aspekt weryfikacji przekładamy wiec na kolejny dzień.
Rano szybka kawa i powrót w znajome rejony Warszawy. FZ8 stoi już na zewnątrz i kusi przechodniów swoim bojowym wyglądem. To jednoznaczny dowód, że akumulator udało się jednak naładować i wyjechać z podziemnego garażu na światło dziennie. Jeśli sądzicie, że ilość kurzu jakim pokryty był motocykl uległ jakiejkolwiek zmianie to jesteście w błędzie 🙂 Ma to jednak swoje dobre strony, wszystkie ewentualne wycieki z silnika można zobaczyć jak na dłoni. Poza tym pokazuje, że sprzedający nie 'picował’ specjalnie fury do sprzedaży. Kolejna runda trudnych pytań do sprzedającego, kończy się niejednogłośnym wynikiem. Dobra może się czepiam, ale dekiel od sprzęgła był na pewno demontowany i składany ponownie, co przy deklarowanym przebiegu nie powinno mieć jednak miejsca. Sprzedający zarzeka się za wszystkie skarby, że za jego 'panowania’ nic w temacie nie było grzebane. Szybki research i już mamy kontakt / telefon do pierwszego właściciela. Dobra dzwonimy…okazuje się, że faktycznie sprzęgło było wymieniane jeszcze za jego kadencji. Poprzedni właściciel otwarcie przyznaje, że naprawa była wynikiem jego braku wprawy w posługiwaniu się lewą klamką. Wniosek prosty….zapewne kilka opon zmieniło swój stan skupienia na siwy dym, a przednie koło kilka razy spoglądało w chmury….i w sumie to nawet jestem w stanie to zrozumieć, a już na pewno docenić szczerość rozmówcy 🙂 Teraz jeszcze tylko jazda próbna i finalna decyzja 🙂
Po wnikliwej rozmowie z Tomkiem i sporządzeniu krótkiej listy wszystkich 'za’ i 'przeciw’ zapada męska decyzja…bierzemy. Pochodzenie polski salon, tylko dwóch właścicieli od nowości, książka serwisowa, brak jakichkolwiek oznak kolizji bądź większych napraw, a do tego ciekawa paleta akcesoriów oraz uczciwa cena, jednoznacznie skłaniają ku pozytywnej decyzji. Pozostaje tylko życzyć, aby ta dwójka żyła długo i szczęśliwie. Dobranoc 🙂
Ps. jeśli nie macie nic do ukrycia…zachowajcie w telefonie namiar na poprzedniego właściciela. Nigdy nie wiesz z jakim, czasem absurdalnym pytaniem możesz się spotkać, gdy już postanowisz zmienić swoją ukochaną maszynę na 'młodszy model’ 🙂